20.12.2018

Prolog








Lille, 14.11.2017





Ukochany zapach, świeżo zaparzonej czarnej kawy i mojej ulubionej złocistej bagietki z dodatkami. Zapewne niedawno co, upieczonej w niewielkiej rodzinnej piekarni, usytuowanej na rogu zamieszkiwanej przeze mnie i mojego narzeczonego ulicy. Wybudza mnie z głębokiego snu. Zmuszając tym samym do rozpoczęcia, kolejnego dnia pełnego wątpliwości i niewiedzy, jak dalej pokierować swoim wyjątkowo skomplikowanym życiem. W którym z każdym następnym przeżytym tygodniem, było mi się coraz trudniej odnaleźć.




Otwieram oczy, niemal od razu natrafiając na radosne spojrzenie Antoine'a. Odstawiającego tacę na pobliską szafkę ze starannie przygotowanym dla mnie śniadaniem.
Takie gesty z jego strony, były zresztą na porządku dziennym. Robił wszystko, aby tylko wywołać na mojej twarzy uśmiech i udowodnić, że przed blisko już rokiem, dokonałam najlepszego wyboru z możliwych. Zgadzając się na zostanie jego żoną w niedalekiej przyszłości.





- Dzień dobry, kochanie. Wyspałaś się? - pyta troskliwie, składając na moich ustach czuły pocałunek. Który jak zawsze, nie wywołuje u mnie większych uczuć. Już dawno temu, zdążyłam się przyzwyczaić do odczuwanej przeze mnie obojętności z jaką reagowałam na tego typu gesty. Równocześnie ucząc się przy tym, świetnie maskować swoje prawdziwe odczucia. Udając, że to wszystko znaczy dla mnie tyle samo, co dla niego.
- Dzień dobry. Można tak powiedzieć. Zjemy razem? - podciągam się wyżej na łóżku. Sięgając po tacę. Chciałam, aby mi towarzyszył w posiłku, gdyż w następnych dniach coś takiego będzie zwyczajnie niemożliwe. W końcu już dziś wieczorem, miałam znaleźć się w swoim ukochanym Londynie. Spotykając z dawno niewidzianą mamą i dziadkami, za którymi ogromnie tęskniłam.
- Bardzo bym chciał, ale niestety muszę zaraz wychodzić. Wiesz, że mamy prawdziwe urwanie głowy w związku z projektem tego wieżowca. Jednak już niedługo się to skończy. Obiecuję, że wszystko ci wtedy wynagrodzę - uśmiecham się niemrawo w jego kierunku, a wyrzuty sumienia niemal od razu dają o sobie znać. Przecież ja cieszyłam się z takiego obrotu sprawy i miałam nadzieję, że potrwa ona jak najdłużej.
Spędzanie samotnych wieczorów, a często także nocy było mi bardzo na rękę. Podczas nich mogłam do woli wspominać te wszystkie piękne chwile, podczas których byłam naprawdę szczęśliwa. Szczęśliwa tak, jak nigdy nie byłam i nie będę przy Antoine.




Relacja z moim narzeczonym była oparta zupełnie na innych aspektach niż każdy mógłby przypuszczać. Czasami przypominała relację dwójki przyjaciół, a nie zakochanej pary, znajdującej się tuż przed jednym z najważniejszych momentów w życiu i powiedzeniem sobie sakramentalnego tak.
Nasze życie było spokojne i do bólu monotonne. Zaplanowane na kilka lat w przód. Niczym nie zaskakiwało.
Było tak zupełne inne od tego, które chciałam wieść. Przede wszystkim, chciałam je przeżyć z kimś zupełnie innym. Z kimś, kto od ponad trzech lat był mężem innej, a na dodatek dumnym tatą ich jak na razie jedynego syna.
Nadal kochałam kogoś, kto ani przez chwilę nie myślał o naszym wspólnym życiu poważnie. Kogoś, kto mimo szumnych obietnic w najważniejszym momencie, kiedy miał dokonać wyboru, po prostu stchórzył. Łamiąc tym samym moje serce i odbierając niepowtarzalną szansę na szczęście.




- Ziemia do Alice. Słuchasz mnie w ogóle, czy znowu wpadłaś na jakiś innowacyjny pomysł wystroju wnętrz, który masz zamiar wcielić w życie? - rozbawiony ton głosu Antoine' a. Przywraca mnie do rzeczywistości.
- Oczywiście, że cię słucham - kłamię z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Nie pamiętałam już, kiedy szczerze się uśmiechałam. Nic nie dawało mi do tego powodów.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Naprawdę musisz już dziś wyjeżdżać? Nie możesz, jeszcze trochę się wstrzymać z tymi odwiedzinami rodziny? Wybralibyśmy się do nich razem. Nie chcę zostać tutaj bez ciebie - znowu próbuje mnie przekonać do zamiany planów. Na co w żadnym wypadku, nie zamierzałam przystać.
- Rozmawialiśmy już o tym tyle razy. Wiesz, że ostatnio widziałam się z nimi w Boże Narodzenie. To prawie rok czasu. Nie mogę im znowu odmówić. Poczuliby się bardzo zawiedzeni - wiedziałam, że zarówno mama, jak i babcia z dziadkiem poczekaliby, jeszcze te kilkanaście dni. Natomiast ja nie wytrzymałabym we Francji, ani dnia dłużej. Musiałam się stąd wyrwać i przynajmniej na moment zaznać złudnego poczucia wolności. Dusiłam się w tym domu, mieście, a nawet kraju. Rozpaczliwie pragnąc powrotu w rodzinne strony.
- Rozumiem. Rodzina jest w końcu najważniejsza. Sam chyba nie dałbym rady, znaleźć się tak daleko od swojej. Podziwiam cię za to. W takim razie, postaram się jak najszybciej do ciebie dołączyć. Pokażesz mi w końcu Londyn. Nie mogę się już doczekać - w przeciwieństwie do mnie, był wyraźnie podekscytowany naszymi planami, wspólnie spędzonego czasu w stolicy Anglii.





- Powinieneś się chyba zbierać, inaczej się w końcu spóźnisz. Mój ty wybitny architekcie - staram się szybko zmienić temat naszej rozmowy. Wcale nie mając ochoty na pokazywanie mu swoich ulubionych miejsc w rodzinnym mieście. Od zawsze starłam się trzymać Antoine z daleka od niego. Oddzielając tym samym od siebie bardzo wyraźnie tamto i obecne życie. Nie chcąc, aby się w jakikolwiek sposób ze sobą przenikały.
- Masz rację. W dodatku mam spotkanie za godzinę z klientem - zrywa się z miejsca. Zaczynając pakować potrzebne mu rzeczy do teczki - Udanej podróży. Już za tobą bardzo tęsknię. Kocham cię - słyszę, gdy odprowadzam go do drzwi. Chcąc zostać wreszcie sama.
- Ja ciebie też. Zadzwonię, gdy będę na miejscu - całuję go z przymusu na pożegnanie. Po czym opuszcza, wspólnie stworzony przez nas dom. Zamykam za nim szczelnie drzwi, opierając się o nie. Pozwalając sobie na kilkuminutowy płacz, pełen bezradności i żalu. Dlaczego nic nie było tak jakbym chciała?





Opuszczam pociąg z pokaźnej wielkości walizką. Wdychając tak doskonale mi znane, chłodne angielskie powietrze. Rozglądam się po zatłoczonym dworcu St. Pancras International. Szukając uważnie kobiety w średnim wieku do której od zawsze byłam łudząco podobna. Niczym jej świetnie odwzorowana kopia.
Gdy w końcu ją zauważam, przebiegam ostatnie dzielące nas metry nie zważając na nic. Wpadając w znajome i bezpieczne matczyne ramiona.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam, mamo - przytulam się do niej mocno. Czując wzbierające się w oczach łzy.
- Ja za tobą też, Alice. Nie masz nawet pojęcia, jak nam wszystkim bardzo cię brakuje - doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Od zawsze w końcu nasza rodzina była ze sobą bardzo zżyta. Cała nasza czwórka. Nikogo poza sobą nie potrzebowaliśmy. Przynajmniej do czasu, gdy nie zakochałam się w kimś, kogo od samego początku nie miałam prawa obdarzyć tym uczuciem.





- Ja już dłużej tak nie mogę, mamo. Nie potrafię zwodzić Antoine'a. Udawać, że jest dla mnie tym jedynym, z którym chcę spędzić resztę swojego życia. On nie zasługuje na poślubienie kobiety, która go nie kocha. Myślałam, że uda mi się zapomnieć. Pokochać go i być z nim szczęśliwą. Ale to na nic. Minęło tyle lat, a ja nadal kocham innego i nie potrafię pogodzić się z tym, że wybrał wtedy ją, a nie mnie - szlocham. Wtulając się w swoją rodzicielkę, niczym mała dziewczynka. Czułam się taka bezsilna i zagubiona.
- Alice, nie płacz. Proszę. Wszystko się jakoś ułoży. Musi się ułożyć - stara się mnie pocieszyć. Choć miałam wrażenie, że sama w to nie wierzyła. Dla mnie nie było już nadziei. Doskonale o tym wiedziałam, że do końca swoich dni, nie będzie mi dane zaznać poczucia szczęścia.

4 komentarze:

  1. Więc jestem i tutaj :) Tu już będzie króciutko za co przepraszam, ale mam urwanie głowy. A zamiast się ruszyć, czytam Twoje historie ;)
    Prolog jak zawsze u Ciebie mnie wciągnął. I nie mogę się doczekać kontynuacji historii.
    Współczuję Alice związku z kimś kogo nie kocha. Naprawdę nie powinna dłużej się tak męczyć. Bo rani tym siebie i Antoine. A on zapewne na to nie zasługuje. Widać, że bardzo ją kocha . I im dłużej Alice będzie go zwodzić, tym mocniej będzie cierpiał.
    Pozdrawiam cieplutko. Czekam jak zawsze z niecierpliwością. I Wesołych Świąt po raz trzeci :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaa, opowiadanie o piłce nożnej w Twoim wykonaniu... Będzie genialnie, już to czuję! :D
    Prolog wciągnął mnie od pierwszego zdania, ale inaczej być nie mogło. Bardzo współczuję Alice sytuacji, w której się znalazła. Życie z osobą, której się nie kocha, planowanie z nią ślubu to na pewno dla niej katorga, zwłaszcza że cały czas kocha innego mężczyznę. Mężczyznę, który ma już swoją rodzinę i który, jak się domyślam bardzo ją skrzywdził nie traktując ich relacji poważnie. Szkoda mi również narzeczonego Alice, bo widać, że mężczyzna ją kocha i naprawdę planuje z nią wspólne życie. Życie w takiej iluzji chyba na dłuższą metę nie ma sensu, więc jestem bardzo ciekawa, co tutaj się wydarzy :)
    Alice powróciła do przeszłości, do swojego Londynu, do rodziny... Ta podróż musiała być dla niej trudna, czemu się nie dziwię. Mama dziewczyny ma rację - wszystko musi się kiedyś ułożyć :)
    Z wielką niecierpliwością czekam na jedynkę :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem i ja. Przyznam, że bardzo zaintrygował mnie prolog. Alice wydaje się być dobrą, ale niesamowicie zagubioną dziewczyną. Jej życie na pierwszy rzut oka jest wspaniałe, poukładane, ale tak naprawdę to tylko mrzonka. Bo nie kocha mężczyzny, z którym próbuje ułożyć sobie życie.
    To musi być strasznie trudne. Szczególnie, że Antoine wydaje się być pożądnych, kochającym facetem. Gdyby był chłodny i okrutny, to łatwiej byłoby go zostawić. A tak? Przecież on naprawdę kocha Alice. Więc jeśli ona go zostawi, to będzie naprawdę cierpiał.
    Ale mama Alice ma rację. Wszystko jakoś się ułoży. Zawsze się układa. Tylko teraz pozostaje czekać na pierwszy rozdział, by dowiedzieć się, jak dalej potoczy się ta historia.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczynamy więc piłkarską historię w Twoim wykonaniu :) Już z samego prologu możemy wiele się dowiedzieć. Alice jest nieszczęśliwa w związku, ponieważ nie kocha swojego życiowego partnera. Zaczyna się męczyć i wręcz dusić w tej relacji. Podejrzewam, że z początku miała nadzieję, iż inaczej się pomiędzy nimi potoczy, ale czuje do niego nadal to samo ... sympatię. Antoine jest dla niej bardziej przyjacielem niż narzeczonym. Jej serce, choć złamane, nadal należy do innego mężczyzny. I nadal bije dla niego! Ciekawi mnie wątek ich rozstania. Dlaczego musiał wybierać i dlaczego nie wybrał on Alice. Widać, że kobieta nadal nie może się z tym pogodzić, w końcu jak sama wspomina, otrzymała od ukochanego wiele obietnic. Co więc się zmieniło? Czyżby był perfidnym kłamcą, który ją oszukał? Czy może musiał tak zrobić bo na drodze do ich szczęścia pojawiła się przeszkoda? Zaintrygowałaś mnie niesamowicie! To będzie kolejna historia, którą połknę :)

    OdpowiedzUsuń