21.02.2019

Rozdział 4






24.11.2017






Z ogromną złością, bijącą wprost z moich oczu. Patrzę na Aarona, wciąż nie mogąc uwierzyć, że w ogóle odważył się robić mi jakiekolwiek wyrzuty, odnośnie zgody na poślubienie przeze mnie Antoine'a.
Wprost nie dowierzałam w jego bezczelność, wykraczającą w tym momencie poza skalę. Na jego miejscu powstrzymałabym się od jakichkolwiek komentarzy na ten temat. Widocznie jednak nie miał w sobie, choćby namiastki poczucia taktu. 
Zwłaszcza, że był ostatnią osobą mającą prawo do oceniania dokonanych przeze mnie wyborów. Stracił je w pewne majowe popołudnie, podczas którego ostatecznie przekreślił wspólną przyszłość naszej dwójki. Niszcząc do reszty moje złudne nadzieje i zadając olbrzymi cios, po którym do tej pory nie udało mi się w pełni pozbierać. 




Żałowałam, że w ogóle zgodziłam się na tę rozmowę z nim. Nie dość, że nie miała ona najmniejszego sensu, to w dodatku po raz kolejny wytrąciła mnie z równowagi i zburzyła tak mozolnie wypracowaną namiastkę spokoju, jaką udało mi się osiągnąć w ostatnich dniach. Nie rozumiałam, skąd nagle wzięła się u niego jakakolwiek potrzeba wyjaśnień. Po tak długim czasie, podczas którego ani razu nie szukał ze mną jakiegokolwiek kontaktu.
Teraz to i tak nie miało już żadnego znaczenia. Nic nie było w stanie naprawić tego, co zakończyło się przed laty.





- Naprawdę masz czelność, jeszcze pytać dlaczego? Czego ty się spodziewałeś, co? Miałam być do końca życia sama tylko dlatego, że dla ciebie okazałam się niewystarczająca? Niedoczekanie twoje - prycham ironicznie. Wyrywając swoją dłoń, którą nadal trzymał. Nie potrafiłam znieść jego dotyku, przywoływał on zbyt wiele niechcianych uczuć i wspomnień.
- Kochasz go? - pyta, nic sobie nie robiąc z mojej ostrej reakcji na jego poprzednie słowa. Wpatruje się we mnie jedynie przenikliwym spojrzeniem, czekając aż coś odpowiem. Wyglądał na ogromnie poruszonego, jak gdyby od mojej odpowiedzi miał zależeć dalszy los świata.
- To chyba oczywiste, że tak. Nigdy nikogo mocniej nie kochałam niż Antoine'a - kłamię, uśmiechając się z kpiną. Dostrzegając przy tym ból i rozczarowanie na twarzy Aarona. Chciałam go dogłębnie zranić, aby przynajmniej przez chwilę poczuł się tak, jak ja przez ostatnie lata. Pełne bólu i niezrozumienia, dlaczego to wszystko musiało się skończyć w taki sposób.
- Nie wierzę ci. Gdyby rzeczywiście tak było nie wyglądałabyś na nieszczęśliwą. Widzę przecież, że coś jest nie tak. Zbyt dobrze cię znam, aby się na to nabrać - udaję niewzruszoną. Nie chcąc pokazać mu, że znowu miał cholerną rację. Moje życie przypominało w końcu ruinę, którą w całość mógł poskładać wyłącznie on, co oczywiście było czymś niemożliwym.
- Nic nie wiesz o moim obecnym życiu, więc przestań zagrywać jakiegoś znawcę. Zajmij się lepiej sobą i swoją rodziną - z każdą następną minutą spędzoną w jego towarzystwie. Czułam, że coraz bardziej tracę nad sobą panowanie. Byłam na granicy wytrzymałości i ostatkiem sił powstrzymywałam się przed gorzkimi łzami pełnymi goryczy i żalu.
- Nie chcę, abyś zrobiła coś, czego będziesz potem żałować do końca życia. Nie skazuj się dobrowolnie na coś takiego. To nie ma sensu. Alice, posłuchaj mnie przynajmniej ten jeden raz - radzi mi, niczym najlepszy przyjaciel. Czym dodatkowo mnie rozsierdza.
- Sama doskonale wiem, co robię. Nie będziesz mnie pouczał. Jesteś ostatnią osobą, której bym posłuchała, rozumiesz? Ostatnio chyba wyraziłam się jasno, że nie chcę cię znać. Nienawidzę cię – mój głos jest przesiąknięty złością pod postacią której próbuję ukryć prawdziwe uczucia. - Nasza dalsza rozmowa nie ma najmniejszego sensu. Zostawmy wszystko tak, jak jest. Wracaj do Colleen i waszego syna. To im powinieneś poświęcać swój wolny czas - słowa z ledwością przechodzą przez moje ściśnięte gardło. To rozmowa kosztowała mnie stanowczo zbyt wiele.





- Alice, zaczekaj. Proszę cię. Porozmawiajmy spokojnie - ściska delikatnie moje ramię, gdy kładę dłoń na klamce z zamiarem opuszczenia samochodu. Przez całe moje ciało przechodzi tak doskonale znany dreszcz, który dobitnie mi uświadamia, że dalsze przedłużanie naszego spotkania to fatalny pomysł. Mimo wszystko nie potrafię wysiąść. Rozpaczliwa wręcz potrzeba jego obecności mnie przed tym skutecznie powstrzymuje. Ten ostatni więc raz, pozwalam sobie na przegraną ze swoimi pragnieniami.
- Naprawdę łudzisz się, że jeszcze potrafimy ze sobą rozmawiać? Po tym wszystkim, co się wydarzyło? - odwracam się na powrót w stronę Aarona z powątpiewaniem. Dochodząc do wniosku, że być może to właśnie szczera i poważna rozmowa między nami, pozwoli mi się raz na zawsze pogodzić i definitywnie rozprawić z przeszłością.
- Jeśli nie spróbujemy, to nigdy się tego nie dowiemy - posyła mi słaby uśmiech, który kiedyś tak bardzo uwielbiałam.
- Dobrze, niech będzie. Czas ostatecznie zakończyć pewne sprawy - ustępuję, mając zamiar go wysłuchać. Choć nie robiłam sobie większych nadziei, że ma coś sensownego do powiedzenia. Dla mnie od dawna wszystko było jasne.





- Zacznę przede wszystkim od przeprosin. Wiem, że one nic nie zmienią i nie wynagrodzą ci cierpienia jakiego przeze mnie doświadczyłaś, ale uwierz mi, że naprawdę nigdy nie chciałem, abyś zaznała tyle krzywd. Niczym sobie na nie nie zasłużyłaś. To wszystko nie tak miało się potoczyć - słyszę szczerą skruchę w jego głosie, która wywołuje u mnie delikatne poczucie zdziwienia. Nie chciało mi się wierzyć, że mógł czegokolwiek żałować. Przecież wtedy bez żadnego zawahania dobitnie mi uświadomił, że to Colleen jest dla niego najważniejsza. Nie potrafiłam mu tego zapomnieć, ani tym bardziej wybaczyć. To nadal ogromnie bolało.
- Masz rację, one nic nie zmienią. Bo to tylko puste słowa, które nie wrócą mi tych wszystkich przepłakanych nocy i dni, kiedy nic nie miało dla mnie sensu - patrzę na jego zrezygnowany wyraz twarzy, wracając pamięcią do pierwszych tygodni po naszym rozstaniu, gdy często nie potrafiłam skupić się nawet na najprostszych czynnościach. - Wraz z twoim odejściem. We mnie też coś bezpowrotnie umarło. Nic już nigdy nie będzie takie samo. Dlaczego, więc? Dlaczego nie dałeś nam tej cholernej szansy? Czy ja naprawdę, aż tak niewiele dla ciebie znaczyłam? - wybucham głośnym płaczem, rozdrapując na nowo wszystkie nie zagojone jeszcze rany. Chciałam nareszcie poznać odpowiedzi na pytania, które nie dawały mi spokoju.
- Byłaś dla mnie najważniejsza i nadal jesteś. Przez te ostanie trzy lata nie było dnia, abym o tobie nie myślał, czy nie tęsknił Wtedy nie potrafiłem jednak postąpić inaczej. Zwyczajnie nie mogłem. Wybacz mi - przytula mnie mocno do siebie, będąc tak samo poruszonym. Nie umiałam go od siebie odepchnąć. Nie miałam siły dłużej ze sobą walczyć i udawać, że Aaron jest dla mnie wyłącznie przeszłością. Obydwoje byliśmy nieszczęśliwi i coraz trudniej radziliśmy sobie z dokonanymi przez nas wyborami. Nasza sytuacja zwyczajnie mnie przerastała. 





- Pozwól mi to wszystko naprawić. Może jeszcze nie jest za późno - szepcze po dłuższej chwili milczenia, gładząc mnie uspokajająco po plecach, co przynosiło mi w pewien sposób ukojenie. Przed samą sobą było mi wstyd przyznać, że marzyłam aby pozostać w jego ramionach na zawsze. W nich wszystko było o wiele łatwiejsze.
- O czym ty w ogóle mówisz? Nic nie zmieni faktu, że jesteś mężem Colleen i tworzycie ze sobą rodzinę. Na jakąkolwiek zmianę tego stanu rzeczy jest od dawna za późno. Nas nie ma i nigdy już nie będzie - kręcę przecząco głową, nie pozostawiając mu złudzeń. Dla mnie nie było już szansy na wspólną przyszłość z Aaronem. Nasza relacja od samego początku była skazana na porażkę, zbyt późno to jednak zrozumiałam. Naiwnie się łudząc, że czeka nas szczęśliwe zakończenie.
- Alice, nic nie zmieni też faktu, że to ciebie nadal kocham i nigdy nie przestanę. To ty jesteś kobietą, z którą chciałbym spędzić życie - odsuwa się lekko ode mnie, dotykając z czułością mojego policzka - Kocham cię, słyszysz? - zbliża swoją twarz, jeszcze bardziej do mojej. Doskonale wiedziałam do czego to wszystko zmierza. Tak samo, że nie powinnam do tego dopuścić. Pragnienie zaznania jego ponownej bliskości było mimo wszystko silniejsze ode mnie. Byłam za słaba, aby to przerwać. Tak samo, jak za pierwszym razem.
Gdy nasze usta mają się w końcu spotkać w tak długo wyczekiwanym i upragnionym przez nas pocałunku. Telefon Aarona zaczyna głośno dzwonić, niczym ostrzeżenie wysyłane nam od losu, że nie mamy prawa po raz drugi skrzywdzić niewinnych osób.






W sekundę przychodzi do mnie otrzeźwienie. Odsuwam się gwałtownie od niego, mimowolnie spoglądając na ekran telefonu, zauważając kto chce się z nim skontaktować.
Wystarczył mi widok zdjęcia jego uśmiechniętej żony, aby poczuć się fatalnie. Znowu to robiłam. Zachowywałam się jak egoistka, która myślała, że wszystko jej wolno.
- Odbierz. Może to coś pilnego - odwracam wzrok w stronę szyby. Wpatrując się w powoli zapadający na zewnątrz zmierzch. Starając znaleźć w sobie siłę, aby to wszystko ostatecznie zakończyć.
- Później oddzwonię. Teraz coś innego jest dla mnie ważniejsze - nie zważa na kolejną próbę kontaktu z nim. Wyłączając telefon i chowając go do kieszeni.
- Aaron, nie możemy po raz drugi zrobić tego samego. Colleen nie zasługuje na ponowne bycie okłamywaną. Teraz w dodatku jest jeszcze mój narzeczony. Nie zrobię mu tego. Nie będę go okłamywać i zdradzać - nie kochałam Antoine, ale równocześnie nie potrafiłam zranić go w tak okropny sposób. On na to w żadnym wypadku nie zasługiwał.
- Alice, ja się nie poddam. Będę o ciebie walczył. Drugi raz nie popełnię tego samego błędu - odpowiada mi z determinacją, jaką nie często u niego widywałam.
- Będąc wciąż mężem innej? Obydwoje wiemy, że nigdy nie zostawisz swojej rodziny. Co jest nawet w pełni zrozumiałe. Dlatego zapomnij o mnie i pozwól ułożyć życie bez ciebie. Nie zwódź mnie po raz kolejny i nie szukaj ze mną więcej kontaktu. Tylko o to cię proszę - wypowiadam te same słowa, co kiedyś. Pomimo, że miałam ochotę krzyczeć z rozpaczy. Nie mogłam jednak postąpić inaczej. Przysięgam sama sobie, że tym razem nie ulegnę.
- Wiesz, że to niemożliwe. Ja nie potrafię o tobie zapomnieć - sprzeciwia się mojej decyzji.
- Będziesz musiał. Żegnaj, Aaron - czując kolejną porcję łez, zbierającą się w moich oczach. Niemal wybiegam w pośpiechu na zewnątrz. Biegnę do samego domu, ani razu nie odwracając się za siebie. Liczyłam, że kończąc definitywnie naszą znajomość poczuję nareszcie ulgę, ale ona wcale nie miała zamiaru nadejść.






18.02.2014



Zmęczona i z szalejącym tętnem, osiągającym aktualnie górne granice. Zajmuję miejsce obok dziadka, starając się unormować oddech i przy okazji zorientować w wydarzeniach rozgrywających aktualnie na boisku. Pomysł z nadrobieniem pracy w sobotnie  wczesne popołudnie okazał się wyjątkowo nietrafiony. Przez co spóźniłam się dobre kilkanaście minut. 
- Alice, nareszcie jesteś. Myślałem, że już nie przyjdziesz - dziadek przygląda mi się z troską. Niestety nie udało mi się przed nim ukryć, że w ostatnich dniach zmagałam się z poważnymi rozterkami, o których w żadnym wypadku nie mógł się dowiedzieć. Nikt nie mógł poznać prawdy o relacji w jaką się mimowolnie wplątałam.
- Wiesz, że nie mogłabym sobie odmówić zobaczenia tego meczu na żywo. Po prostu straciłam poczucie czasu. Gdy coś mnie natchnie, to nie mogę się oderwać od projektowania - od jakiegoś już czasu uciekałam w pracę, aby tylko nie wracać myślami do tego pocałunku, który nie miał prawa się wydarzyć i nie zastanawiać się nad swoimi coraz poważniejszymi uczuciami, którymi darzyłam obecnie będącego przy piłce zawodnika Arsenalu.
- Jesteś taka sama, jak twoja mama. Tylko praca i praca, a gdzie w tym wszystkim czas na życie prywatne? Ali, poszukałabyś sobie w końcu jakiegoś młodzieńcza. Chciałbym jeszcze zdążyć poznać swoich prawnuków - słucham z zażenowaniem tych aluzji. Nie znosiłam tematów dotyczących zakładania przeze mnie rodziny. Uważałam, że mam na to jeszcze ogrom czasu.
- Dziadku, proszę cię! Nie tutaj. Lepiej powiedz, czy nie ominęło mnie coś ważnego - wskazuję na boisku, zaczynając śledzić z niezwykłą uwagą przebieg spotkania. Ściskając mocno kciuki za drużynę gospodarzy, która w zdecydowanie większym wymiarze czasowym utrzymywała się przy piłce. Starając się przeprowadzić, chociaż jedną składną akcję zakończoną golem, co niestety na razie nie przynosiło oczekiwanych rezultatów.

Zawodnicy Crystal Palace dzielnie stawiali opór i bronili dostępu do własnej bramki. Od czasu do czasu potrafiąc wyjść nawet z kontratakiem, który stanowił wcale niemałe zagrożenie. Przez co, pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, ku rozczarowaniu niemal wszystkich obecnych tego popołudnia na Emirates Stadium.





- Z taką grą, możemy zapomnieć o czymkolwiek - słyszę w przerwie narzekania dziadka, który z niezadowoleniem kręci głową, jak zwykle przeżywając każdą minutę meczu całym sobą, co w jego wieku było już nie do końca wskazane.
- Przed nami, jeszcze druga połowa. Zobaczysz, że będzie o wiele lepsza od poprzedniej. Wygramy ten mecz, jestem tego pewna - staram się zarazić go swoim optymizmem. Przy okazji spoglądając na Aarona, który przygotowywał się do rozpoczęcia następnych czterdziestu pięciu minut meczu.
Nie rozmawiałam z nim od tego feralnego wydarzenia między nami. Skutecznie ignorując wszelkie próby kontaktu z jego strony. Uznając, że tak będzie dla nas najłatwiej. Między innymi dlatego też, wciąż wahałam się czy powinniśmy spotkać się po zakończeniu meczu. Na co, kilkukrotnie nalegał w wysłanych do mnie wiadomościach.





Słysząc ostatni gwizdek sędziego kończący spotkanie na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech radości. Dzięki zdecydowanie lepszej grze, Kanonierzy wygrali dwa do zera, a jeszcze więcej radości sprawiał mi fakt, że asystę przy jednym z goli zaliczył Aaron, który mógł tym samym zapisać kolejny dobry występ na swoim koncie.
- Idziemy? Babcia na pewno czeka już na nas z obiadem. Znowu pewnie będzie marudzić, że się napracowała, a my nie potrafimy tego docenić - dziadek patrzy na mnie z rozbawieniem. Odrywając od wpatrywania się w coraz bardziej pustoszejącą murawę boiska. 
- Zapomniałam ci wcześniej powiedzieć, że umówiłam się z koleżanką w kawiarni niedaleko. Pewnie już na mnie czeka - kłamię, mając nadzieję, że mi uwierzy.
- Rozumiem. Baw się dobrze. Do zobaczenia w domu - przytula mnie do siebie na pożegnanie. Czułam się okropnie z faktem, że go okłamałam. Do tej pory zawsze byłam z nim całkowicie szczera. 





Patrzę ze zniecierpliwieniem na zegarek. Zauważając, że Aaron spóźnia się już prawie półgodziny. Co tylko dodatkowo wzmagało moje zdenerwowanie. Chciałam mieć już za sobą naszą rozmowę, która miała w założeniu wszystko między nami ostatecznie wyjaśnić. Nie mogliśmy brnąć dalej w tą relację, to nie miało najmniejszego sensu.





- Alice, przepraszam za spóźnienie. Bałem się, że już nie zdążę. Cieszę się, że jednak przyszłaś - całuje mnie delikatnie w policzek i przytula do siebie na powitanie. Ten niewinny w założeniu gest wystarczył, aby wszystkie moje postanowienia zostały wystawione na bardzo poważną próbę. 
- Musimy ze sobą poważnie porozmawiać - zaczynam. Odsuwając się od niego. Jego bliskość, zbyt mocno na mnie oddziaływała, przez co nie kontrolowałam do końca swoich reakcji.
- Wiem o tym. Może najpierw znajdźmy jakieś lepsze miejsce do tej rozmowy? - parking rzeczywiście nim nie był.
- Wiem, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał - chciałam znaleźć się z dala od postronnych osób. Wiedząc, że temat który mamy do poruszenia może nas sporo kosztować.
- W takim razie, zdaję się w pełni na ciebie - posyła mi uśmiech, który niemal zwala mnie z nóg. To wszystko zdecydowanie zabrnęło za daleko.





Otwieram drzwi od mojego mieszkania, zapraszając Aarona do środka.
- Myślałem, że mieszkasz z dziadkami i mamą - dziwi się, rozglądając po urządzonych ze sporą starannością przeze mnie wnętrzach.
- Mieszkam z nimi. To mieszkanie dostałam od nich jako prezent po skończeniu studiów, ale jakoś nie potrafiłam się do niego przeprowadzić. To przy nich jest mój dom. Nie czułabym się dobrze mieszkając tutaj sama - tłumaczę, siadając na kanapie w salonie. Wpatrując się przez sporej wielkości okna w powoli zachodzące słońce.





- Napijesz się czegoś? Mam herbatę i sok - proponuję, nie wiedząc jak przejść do sedna naszego spotkania. Wolałam to odciągać na wszelkie możliwe sposoby. 
- A coś mocniejszego? - pyta niepewnie. Widocznie jemu, także nie było łatwo rozmawiać o tym, co się między nami wydarzyło.
- Być może - podążam do kuchni, wyciągając butelkę czerwonego wina, która stała tam od niepamiętnych już czasów.





- Aaron, to co się ostatnio stało było olbrzymim błędem. Zapomnijmy o tym. To nigdy nie powinno mieć miejsca - biorę łyk wina, zbierając się w końcu na odwagę i przerywam trwające między nami od dłuższego czasu milczenie.
- Żałujesz tego? - patrzy wprost w moje oczy. Przysuwając się nieznacznie.
- To nie ma żadnego znaczenia, czy żałuję - spuszczam wzrok na swoje dłonie.
- Dla mnie ma ogromne. Alice, to niemożliwe abym o tym zapomniał. Wciąż myślę o tobie. Myślałem, że oszaleję, gdy przestałaś się do mnie odzywać - ściska delikatnie moją dłoń – Wariuję, gdy nie ma cię gdzieś blisko. 
- Właśnie dlatego powinniśmy przestać się widywać. Zanim nie będzie za późno. Ktoś inny zajmie się dokończeniem twojego zlecenia. Już to właściwie załatwiłam. Skup się na swoim związku i zapomnij o mnie - wstaję gwałtownie z zajmowanego miejsca. Podchodząc do okna. Odwracając się do niego plecami. Nie chciałam, aby widział, jakie to wszystko jest dla mnie trudne. Musiałam być jednak tą rozsądniejszą. Obydwoje mieliśmy, zbyt wiele do stracenia. 
- Nie rób tego, błagam cię. Ja nie potrafię się już trzymać od ciebie z daleka - staje tuż za mną. Odwracając do siebie z zamiarem pocałowania. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w jego oczy, aby wiedzieć, że przegrałam tą nierówną walkę. Zbyt mocno go pragnęłam, aby wytrwać w swoim postanowieniu. W tym momencie nic innego poza nim się nie liczyło. 
- Wiesz, że będziemy się smażyć w piekle? - pytam szeptem, gdy nasze usta mają się ze sobą spotkać.
- Przynajmniej będziemy tam razem - odpowiada mi. Po czym wpija w moje usta w pełnym zachłanności pocałunku, który bez żadnego zawahania odwzajemniam. Dając się porwać trwającej chwili.





Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami tego, co robimy. Wtedy liczyły się tylko jego pocałunki i dłonie badające, coraz odważnej kolejne partie mojego ciała. Jego pełne namiętności i pożądania spojrzenia, czy słowa pełne zachwytów pod moim adresem, jakich nigdy od nikogo nie usłyszałam. Tamtej najbardziej wyjątkowej nocy w moim życiu.
Oddałam się mu całkowicie. W dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu. Nie podejrzewając jeszcze, że kiedyś przyjdzie mi za to bardzo drogo zapłacić.



💞💞💞




24.11.2017




Zamykam cicho drzwi od domu, mając nadzieję że Colleen już śpi i nie będę się musiał jej tłumaczyć z tak późnego powrotu.
Przez ostatnie kilka godzin, jeździłem bezsensownie po mieście, starając opanować i znaleźć jakieś sensowne wyjście z tego impasu w jakim się znalazłem. Takie, które nie przysporzy kolejnego cierpienia bliskim mi osobom. Oczywiście nic z tego nie wyszło, co tylko pogorszyło moje i tak fatalne samopoczucie.
Byłem w okropnym nastroju. Bezradny i pozbawiony nadziei, że wszystko się jakoś ułoży.
Po jednej z najtrudniejszych rozmów w życiu, jaką odbyłem dziś z Alice. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Przeze mnie stała się wrakiem tamtej dziewczyny, którą pamiętałem. Odebrałem jej wiarę w miłość i w szczerość ludzi. Dopiero dziś w pełni do mnie dotarło, że zniszczyłem jej życie.
Łapałem się jednak złudnego cienia nadziei, jeszcze nie jest za późno na naprawienie popełnionych przeze mnie błędów. Wiedziałem, że to będzie ogromnie trudne, ale nie zamierzałem się poddawać. Chciałem zawalczyć o odzyskanie jej zaufania. Nareszcie zdając sobie z tego sprawę, że dalsze okłamywanie się nie ma zwyczajnie sensu. To właśnie z Alice chciałem być. Musiałem tylko jej to udowodnić, a przede wszystkim zebrać się na odwagę i dokonać gruntownej zmiany swojego życia. To dłużej nie mogło wyglądać w taki sposób.





- Gdzie byłeś? Wiesz, która jest godzina? Dzwoniłam do ciebie tyle razy - w salonie natrafiam na zdenerwowaną Colleen. Wyglądała na zmęczoną i mającą wszystkiego dosyć. W sekundę ogarniają mnie ogromne wyrzuty sumienia. Na zasługiwałem na żadną z nich. Jedyne, co potrafiłem to obydwie unieszczęśliwić przez bycie skończonym tchórzem.
- Wypadło mi coś pilnego. Przepraszam - mówię ogólnikowo. Doskonale wiedząc, że nie mogę powiedzieć jej prawdy. Ona by jej nie zniosła. 
- Niby co było takie ważne, że nie mogłeś nawet odebrać? - nie odpuszcza. Żądając wyjaśnień.
- Nieważne. Coś się stało? - staram się zmienić temat. Nie chcąc jej znowu okłamywać.
- Znowu to samo. Już kiedyś słyszałam te same wymówki. Znalazłeś sobie kolejną kochankę? Śmiało, powiedz mi, zamiast znowu okłamywać przez kolejne miesiące - wybucha, podnosząc znacznie ton swojego głosu. Szokując na tyle, że nie byłem w stanie przez dłuższy czas ułożyć jakiegoś sensownego zdania. 
- Oszalałaś? Po co w ogóle wracasz do tego, co było? Mieliśmy zostawić to za sobą. Nie pamiętasz? - za wszelką cenę starałem się uniknąć kłótni między nami. Jeszcze tylko tego mi brakowało.
- Myślisz, że twoje zachowanie ułatwia mi zapomnienie o tamtym romansie? Zastanów się najpierw nad sobą, a dopiero potem wymagaj czegoś od innych. Czasami zastanawiam się, czy nasze małżeństwo ma w ogóle sens - kręci z rezygnacją głową, a ja nie potrafię się przemóc i choćby próbować ją pocieszyć. - Do twojej wiadomości Sonny jest chory. Popołudniu dostał wysokiej gorączki. Chciał, żebyś był przy nim. Wiesz, jak nie znosi przyjmowania leków. To właśnie po to dzwoniłam - mierzy mnie lodowatym spojrzeniem. Przez co, czuję się jeszcze gorzej niż przedtem. Byłem okropnym człowiekiem.
- Colleen, przepraszam - nie pozwala mi dokończyć. Ostentacyjnie kierując się w stronę schodów.
- Zastanów się nad sobą, Aaron i nad tym czego ty tak naprawdę chcesz. Prześpię się dziś w gościnnym. Dobranoc - zostawia mnie samego. Dobitnie uświadamiając, że po raz kolejny udało mi się zawieść wszystkich moich bliskich.

6 komentarzy:

  1. Aaron, Aaron i coś Ty najlepszego narobił? :(
    Bardzo, ale to bardzo współczuję Alice sytuacji, w jakiej się znalazła. Musiała okłamywać mężczyznę swojego życia, że nie darzy go już żadnym uczuciem i zapewniła, że kocha kogoś innego, ale Aaron jej w to nie uwierzył. Wierzę, że było jej cholernie ciężko w tym samochodzie, z nim, po tylu latach, gdzie znów mogła być blisko niego... Wyznanie piłkarza nie ukoiło jej ran, wręcz przeciwnie, rozdrapało je. Bo jak zauważyła Alice jest już stanowczo za późno na przeprosiny. Po co zwlekał tyle czasu i czemu pozwolił jej odejść te trzy lata temu, skoro nadal ją kocha i nigdy nie przestał? Czemu nie dał im szansy mimo teraźniejszych zapewnień, że Alice jest najważniejszą kobietą w jego życiu? Można by powiedzieć, że sam jest sobie winien, ale on też cierpi w tym wszystkim, bo ma żonę oraz dziecko. Jednak zapewnił Alice, że będzie o nią walczył i że tym razem się nie podda. Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie. Oboje się kochają i mało brakowało, by znów dali się ponieść... Jednak telefon od żony Aarona otrzeźwił Alice i nie doszło do upragnionego przez ich oboje pocałunku. Skoro Aaron chce walczyć to niech walczy, a nuż jeszcze nie wszystko stracone!
    Ta retrospekcja była cudowna! <3 Alice wraz z dziadkiem mogła cieszyć się zwycięstwem ukochanej drużyny, w dodatku widziała na żywo jak obiekt jej westchnień zalicza asystę. To na pewno coś wspaniałego :) Ciężko jej było okłamać dziadka, ale nie miała innego wyjścia... Alice chciała zakończyć to, co jeszcze na dobre się nie zaczęło, jednak uległa Aaronowi i spędziła z nim noc, która dała początek temu wszystkiemu. Trudno walczyć z takimi uczuciami.
    Żona Aarona nabiera nowych podejrzeń, a on kompletnie nie wie, jak ma odnaleźć się w tej sytuacji, tak by jeszcze bardziej jej nie skrzywdzić. I przede wszystkim musi zrobić wszystko, aby nie ucierpiał jego syn, który w chorobie wołał do taty. Strasznie jestem ciekawa dalszego rozwoju sytuacji, dlatego czekam z niecierpliwością na nowość :) I przy okazji zapraszam na ostatni rozdział na Rosie i Kepie :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję Alice całej tej sytuacji w ktorej się znalazła. W sumie mogłabym powiedzieć że współczuję im obu.
    Tylko tak naprawdę. Wszystko co teraz się dzieje . I co sprawia że oboje cierpią to wina Aarona.
    Wyznania Aarona na temat jego uczuć. Musiało być dla niej bardzo ciężkie .
    Bo cóż znaczą słowa że ją kocha. I że jest kobietą jego życia. Jeśli wcześniej ożenił się z inną.
    Naprawdę nie zazdroszczę dziewczynie tego wszystkiego .
    Tak mało brakowało do tego by ich skrywane uczucia. Znów dały o sobie znać. Jestem pewna że gdyby nie telefon Aarona. Sytuacja wymknęłaby im się z pod kontroli.
    Coleen zaczyna znów coś podejrzewać. Czasem mam wrażenie że ona ciągle podejrzewa męża o zdradę. I w ogóle jej się nie dziwi. Jej też mi żal. Bo gdy dowie się że Aaron nadal kocha Alice. Będzie za pewne załamana.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział . I to jak dalej potoczy się sytuacja. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Serio, nie mam pojęcia, co ten Aaron sobie myśli. Jak on w ogóle może proponować Alice ponowny związek. Przecież to on jest odpowiedzialny za ich poprzednie rozstanie i to co się po nim stało. To on stwierdził, że Alice nie jest na tyle ważna, by porzucać dla niej Coleen.
    A teraz chce na nowo odbudowywać dawno zaprzepaszczony związek. I to bez konkretnego planu. Bez obietnicy, że teraz Alice będzie najważniejsza. Nie dziwię się, że kobieta jest wściekła i chce jak najszybciej wymazać Aarona ze swojego życia. Okej, nadal go kocha i najprawdopodobniej nikogo nigdy nie pokocha tak bardzo. Ale jednocześnie wie, że ponowne związanie się z Aaronem niesie ze sobą tylko zbędne kłopoty.
    Coleen ma pod tym względem rację - Aaron musi na nowo przemyśleć swoje życie, bo na razie wszystkich krzywdzi. Musi zdecydować, co jest dla niego priorytetem, bo niedługo straci wszystko. Nie tylko Alice, ale również najbliższą rodzinę, czyli żonę i ukochanego syna.
    Mam nadzieję, że Aaron w końcu znajdzie rozwiązanie. Niezależnie od tego z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem gdzie wrzucić link, dlatego tutaj https://dynamiczneprzyjaznie.blogspot.com/2019/02/dynamicznosc-pierwsza.html
    Mały powrót, zapraszam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. To musi być niesamowicie trudne kogoś kochać, ale równocześnie udawać że się nienawidzi tej osoby. Nie zazdroszczę Alice sytuacji w której się znalazła. Dziewczyna stara się być silna, ale to wcale nie jest proste, skoro obecność Aarona burzy wszelkie mury, które wokół siebie wybudowała. Podejrzewam, że wolałaby usłyszeć "nie kocham Cię i nigdy Cię nie kochałem". Cierpiała by, ale w jakiś sposób by to zrozumiała i zaakceptowała. Ale niestety zachowanie Aarona mąci jej w głowie. Tym bardziej, że facet nie jest stanowczy. Daje jej jakieś złudne nadzieje, zamiast postawić sprawę jasno. Wiadomo że zostawienie rodziny podświadomie go przeraża, nie chce aby synek cierpiał, a i Coleen na pewno w jakiś sposób jest dla niego ważna, ale z drugiej strony w tej sytuacji cierpią wszyscy. Chce znów zdradzić żonę? Tak bezczelnie ją oszukać, skoro obiecywał że już nigdy tego nie zrobi? Widać i ona ma dość tej całej sytuacji. Głupia nie jest i zauważa co się wokół niej dzieje. Przez niezdecydowanie Aarona cierpią obydwie tak samo.
    Od samego początku pomiędzy Aaronem i Alice coś było. Silna więź, której nie dało się rozerwać. Po prostu nie potrafili się odepchnąć, choć zdawali sobie sprawę z tego, co robią. Ale czy w takim momencie ktoś w ogóle myśli o konsekwencjach, skoro może spędzić parę chwil w ramionach ukochanej osoby? Dlaczeo właśnie wtedy Aaron nie podjął decyzji i nie odwołał ślubu z Coleen? Myślę, że jeszcze wszystkiego nie wiemy, więc z niecierpliwością oczekują dalszych "wspomnień" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam za tak długie opóźnienie, ale mam takie zaległości w blogosferze, że nie dałam rady wpaść szybciej. No, ale najważniejsze, że jestem. I ja się stąd nigdzie nie wybieram! I ja się pytam, jak Ty to robisz, że tak świetnie piszesz? I to jest takie ciekawe i masz zawsze fajne pomysły na fabułę. Można pozazdrościć talentu. A przechodząc do opowiadania...
    Strasznie współczuję Alice tej sytuacji, w jakiej się znalazła. Ani trochę nie chciałabym się znaleźć na jej miejscu. Ale Aarona też mi szkoda. On także się męczy w tym małżeństwie, a tak naprawdę tęskni za naszą Alice. Nie zmienia to jednak faktu, że to on zachował się jak dupek i to on wszystko zniszczył. Gdyby wiele lat wcześniej postąpił słusznie, zrywając zaręczyny z narzeczoną, to teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Mógłby być teraz szczęśliwy z miłością swojego życia. No, ale to przecież facet. Tak było wygodniej. Po co ryzykować spokojny związek i to jego stabilne życie? Przecież tak było łatwiej. Ale tym samym przekreślił swoją szansę na prawdziwe szczęście u boku kobiety, którą kocha.
    Strasznie polubiłam dziadka Alice. Jest takim miłym promyczkiem tego opowiadania. :) Równy gość i fajnie, że Alice mimo wszystko ma w nim takie oparcie.
    Mam jednak nadzieję, że dla tej dwójki jeszcze nie jest za późno i będą jeszcze szczęśliwi. Oczywiście razem! Oby Aaron nie był gołosłowny i wziął się wreszcie za siebie i zajął się porządnie swoim życiem jak należy. Liczę, że im się uda, a Alice będzie w stanie mu wybaczyć wszystkie krzywdy.
    Tylko na drodze stoi Coleen. Aaron chyba już wie, co musi zrobić.
    Już wyczekuję następnego rozdziału i życzę duzo weny.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń