15.11.2017
Wpatruję
się nieprzytomnym wzrokiem w ekran telewizora, zupełnie
niezainteresowany powtórką naszego ostatniego, zresztą przegranego
meczu. Podczas którego zupełnie nic nam nie wychodziło, a piłkarze
Manchesteru City robili na boisku, co tylko chcieli.
Dopisaliśmy
tym samym kolejną rozczarowującą i bolesną porażkę do naszego
konta, których w tym sezonie nie brakowało. Zdarzały się one nam
niemal na porządku dziennym. Nie ważne czy z pretendentami do
mistrzostwa, czy też z drużynami z dołu tabeli.
Każdy
mógł nas pokonać i to bez większego trudu, co wręcz
nie przystoi takiemu dużemu i utytułowanemu w
przeszłości klubowi, jak Arsenal.
W
ostatnim czasie nic nam się nie układało. Byliśmy bezradni,
zniechęceni i dalecy od choćby poprawnej formy. Pozwalającej na
przyzwoite punktowanie w rozgrywkach. Z każdym następnym tygodniem
oddalaliśmy się od marzeń o powrocie do Ligi Mistrzów, czy też
osiągnięcia czegoś znaczącego w Premier League, ku rozczarowaniu
całego klubu, a zwłaszcza coraz mocniej sfrustrowanych takim
obrotem sprawy kibiców, którzy nie szczędzili cierpkich słów pod
naszym adresem. Mieli zresztą stuprocentową rację. Stać nas było
w końcu na o wiele więcej niż sobą aktualnie prezentowaliśmy.
Przez
to wszystko zaczynałem odczuwać, coraz mniejszą radość z gry.
Mecze przestały być dla mnie ekscytujące, a treningi z
przyjemności zmieniły się jedynie w codzienny obowiązek. Z
ogromnej pasji i miłości do gry w piłkę, jaką odczuwałem od
najmłodszych lat. Nie zostało już we mnie niemal nic. Co kiedyś
byłoby czymś nie do pomyślenia. Zresztą tak jak wiele innych
kwestii, które znacząco wpłynęły na moją obecną
rzeczywistość. Nie tak wyobrażałem sobie swoje życie. Miało ono
wyglądać zupełnie inaczej.
-
Kochanie, po co znowu to oglądasz? Tylko się niepotrzebnie dołujesz
- Colleen siada na naszej wygodnej kanapie, przytulając się do
mnie. Niemal mechanicznie obejmuję ją ramieniem. Zupełnie nic przy
tym nie czując. Przez ostatnie lata zdążyłem się już zresztą
do tego przyzwyczaić.
-
Masz rację. To i tak już nic nie zmieni - sięgam po
pilota, wyłączając telewizor - Sonny już zasnął? - pytam.
Tematy dotyczące naszego ukochanego synka, stanowiły większość
naszych rozmów. Już dawno minęły te chwile, gdy rozumieliśmy się
bez słów i mogliśmy spędzać całe noce na rozmowie o naszych
marzeniach, czy wspólnych planach na przyszłość.
-
Przed chwilą. Nie zdążyłam nawet dokończyć mu czytania bajki.
Wasz dzisiejszy spacer po parku chyba go tak wymęczył. Mamy więc w
końcu trochę czasu tylko dla siebie - wspomnienie o parku, jeszcze
mocniej mnie dołuje. W życiu nie spodziewałbym się, że spotkam
tam ją. Kobietę, którą skrzywdziłem w najgorszy z możliwych
sposobów. Na pozór wyglądała tak samo, jak przed laty. Jednakże
jej spojrzenie pełne smutku i pozbawione dawnego blasku dogłębnie
mi pokazało, że wciąż nie otrząsnęła się po tym, co jej
zafundowałem. Przez zwykłe tchórzostwo.
-
Kocham cię - słyszę nieoczekiwane wyznanie Colleen, którego nie
wypowiadała od bardzo dawna. Po czym zbliża swoją twarz do mojej z
zamiarem pocałowania. Przesuwając się równocześnie na moje
kolana. Walczę sam ze sobą, starając się zaangażować w
zainicjowany przez nią pocałunek, ale pojawiająca mi się przed
oczami twarz spotkanej dzisiaj po kilku latach Alice, skutecznie mi
to uniemożliwia. Od momentu naszego ponownego spotkania, myślałem
tylko o niej. Wszystkie bariery, którymi odgradzałem się od
wspomnień z nią związanych równocześnie runęły. Wszystko co łączyło się z Alice wracało do
mnie z ogromną mocą.
-
Przepraszam, ale nie mam nastroju - odsuwam od siebie zdezorientowaną
Colleen. Kręcącą z niezrozumieniem głową. Widocznie była już
zmęczona moimi częstymi unikami.
-
Znowu? Tydzień, dwa, a nawet miesiąc temu też nie miałeś.
Właściwie niemal od urodzin Sonnego unikasz naszych zbliżeń. To
już prawie trzy lata! Zresztą unikasz jakiejkolwiek formy
bliskości ze mną. Myślisz, że tego nie widzę? Czy ja w ogóle
jestem jeszcze dla ciebie atrakcyjna? - w oczach zaczynają się jej
szklić łzy. Czuję się wprost fatalnie ze świadomością, że to
wszystko przeze mnie.
-
Oczywiście, że tak. Jesteś przecież moją najpiękniejszą żoną.
Jedyną i niepowtarzalną. Nigdy nawet nie myśl, że jest inaczej.
Kocham ciebie i tylko ciebie - przytulam ją na powrót do siebie,
kłamiąc w ostatniej kwestii. Świetnie zdając sobie z tego sprawę.
Choć Colleen była dla mnie bardzo ważna i zawsze było dla niej
specjalne miejsce w moim życiu. To nie przy niej chciałem zasypiać
i się budzić. To nie ją chciałem całować i to nie jej chciałem
wyznawać miłość.
-
Co się więc dzieje? Myślałam, że największy kryzys mamy już za
sobą, że ta wspólna terapia pomogła. Przecież było już dobrze.
Aaron ja nie wiem, czy dam radę po raz drugi przez to przechodzić.
Przez twój ponowny chłód i obojętność. Wybaczenie ci i
poskładanie naszego życia na nowo kosztowało mnie zbyt dużo, abym
była w stanie przetrwać, jeszcze coś takiego - wtula się we mnie
mocniej, a ja mimowolnie wracam pamięcią do kilku pierwszych
miesięcy po naszym ślubie, tuż przed narodzinami Sonnego. Podczas
których nasze dopiero co zawarte małżeństwo zawisło na włosku.
To wtedy w końcu Colleen poznała przez przypadek część prawdy o
Alice i o moim romansie z nią. Do reszty się tym załamując.
Jednak dla naszego syna, podjęliśmy próbę uratowania tego
związku. Chcąc zapewnić mu pełną rodzinę i szczęśliwe
dzieciństwo. To w końcu dla jego dobra poświęciłem swoje
szczęście u boku kobiety, którą do szaleństwa kochałem.
-
Przepraszam. To wszystko przez ostatnie kłopoty w klubie. Nie idzie
nam i odbija się to mimowolnie na tobie. Obiecuję, że postaram się
to zmienić - szukam jakiejś wymówki. Równocześnie wiedząc, że
muszę zmienić swoje podejście do relacji z żoną. Ona nie mogła
do końca życia cierpieć przez moje wybory, czy uczucia.
Zasługiwała na szczęśliwe i zgodne małżeństwo,
którą przysięgałem jej zapewnić.
-
Na pewno tylko o to chodzi? - dopytuje. Chcąc się upewnić.
-
Oczywiście. Powinnaś odpocząć, widzę jak jesteś zmęczona. Jest
późno - zachęcam ją do udania się do sypialni.
-
A ty? - patrzy na mnie z wyczekiwaniem.
-
Zaraz do ciebie dołączę - całuję ją w policzek. Następnie
obserwuję, jak wchodzi po schodach na górę. Tych samych,
które Alice tworzyła z ogromnym zaangażowaniem. Włożyła
całą siebie w stworzenie wnętrza tego domu. Zadbała o każdy
szczegół i najmniejszy detal. Choć wszystko dookoła mi o niej
przypominało, nie potrafiłem ani sprzedać, ani wyprowadzić się
stąd. Mimo usilnych próśb Colleen. Dzięki temu czułem, że jakąś
cząstka Alice jest zawsze ze mną.
20.01.2014
-
To chyba wszystko. Mam już potrzebne mi pomiary i rozeznanie we
wnętrzach. Od jutra zacznę tworzyć projekt - spoglądam na
pochłoniętą w zapiskach brunetkę, która od kilku dni
skrupulatnie mierzyła i obserwowała każdy nawet najmniejszy kąt
domu. Byłem pod ogromnym wrażeniem jej
staranności i profesjonalnego podejścia do zleconego zadania.
-
Kiedy więc mogę spodziewać się jakiś wstępnych planów? -
pytam, natrafiając na spojrzenie jej błękitnych oczu. Od którego
nie potrafiłem się oderwać. Było w nim tyle energii i pełni
życia. Jakie nie
często widywałem u innych osób.
-
Postaram się, aby były jak najszybciej. Tydzień góra dwa. To
zależy od moich innych obowiązków - odpowiada, poprawiając
nerwowo kilka kosmyków, które wypadły z jej starannie upiętego
koka. Wyglądała w nim bardzo elegancko i dojrzale. Byłem jednak
przekonany, że w rozpuszczonych włosach prezentowałaby się
jeszcze lepiej. Dodałyby jej tylko uroku - Oczywiście ten
dom jest moim priorytetem - zapewnia. Rozglądając się z
nie ukrywanym zachwytem dokoła.
-
Podoba się pani? - byłem ciekawy jej opinii. W końcu
orientowała się w kwestiach nieruchomości dużo lepiej ode mnie.
-
Ogromnie. Dawno już nie widziałam tak pięknego domu. Teraz
trudno już o takie, dlatego jest w pewnym sensie wyjątkowy. Pańską
narzeczona będzie na pewno zachwycona - uśmiecha się w moim
kierunku. Mogłem wpatrywać się w jej promienny uśmiech
godzinami.
-
Żaden pan. Jestem Aaron. Znamy się już trochę, więc może
przejdziemy na ty? - wyciągam w jej kierunku dłoń. Na którą
przez chwilę patrzy z wyraźnym wahaniem, czy się zgodzić.
-
Alice - ściska moją dłoń, a mnie w tej samej chwili
przechodzi przyjemny dreszcz. Ogarniający całe moje
ciało. Nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje. Im dłużej
przebywałem w towarzystwie nowo poznanej dziewczyny. Tym częściej
o niej myślałem, co było bardzo niepokojące. Coś takiego
zdarzało mi się tylko na początku znajomości z Colleen przed
wieloma już laty, gdy byliśmy jeszcze niemal dziećmi.
-
Przepraszam, ale muszę już iść. Będziemy w kontakcie. Do
zobaczenia - Alice spogląda na swój zegarek. Przerywając ciszę,
która między nami zapanowała. Po czym wkłada swój płaszcz,
kierując się do wyjścia.
-
Poczekaj, pójdziemy razem. W końcu to ten sam kierunek - zamykam w
pośpiechu drzwi. Chowając klucze do kieszeni kurtki. Ciesząc się,
że postanowiłem wyjątkowo skorzystać dzisiaj z metra. Zamiast
tkwić w niekończących się ulicznych korkach. Dzięki temu
mogłem, chociaż jeszcze przez kilka minut cieszyć się
towarzystwem Alice.
Przemierzamy
wolnym krokiem alejki parku, starając się dotrzeć na
jego drugi koniec. Umilając sobie ten czas, przyjemną rozmową. Od
momentu, gdy dowiedziałem się, że Alice świetnie orientuje się w
tym kim jestem i czym się zajmuję, a w dodatku odkryłem, że jest
wierną i zagorzałą fanką Arsenalu. Mogliśmy nieustannie
rozmawiać o piłce i wszystkim, co z nią związane. Byłem pod
ogromnym wrażeniem jej wiedzy. Nie raz i nie dwa potrafiła mnie
zagiąć w jakiejś kwestii. Co niewątpliwie sprawiało jej dużą
satysfakcję. Na dodatek także w innych dziedzinach
potrafiliśmy odnaleźć wspólny język, co było bardzo miłym
doświadczeniem.
-
Czas się chyba pożegnać - mówi, gdy dochodzimy do skrzyżowania.
Na którym mieliśmy się rozejść w inne strony.
-
Bardzo ci się śpieszy? - słowa samoistnie opuszczają moje usta.
Zapewne ze względu na to, że nie chciałem się z nią rozstawać.
-
Mam spotkanie z klientką za godzinę, a dlaczego pytasz? -
zastanawia się zdziwiona.
-
Bo chciałbym cię zaprosić na kawę. Tak dobrze się nam rozmawia,
że aż szkoda to kończyć - dopiero po chwili orientuję się, co
zrobiłem. Proponowałem kawę właściwie obcej kobiecie, która
pomagała mi z prezentem dla Colleen. Mojej narzeczonej, o której
nie pomyślałem, ani razu w towarzystwie Alice.
-
W sumie mogę przełożyć to spotkanie na jutro. To nic pilnego. Z
miłą więc chęcią napiję się z tobą tej kawy - jej wspaniały
uśmiech, wynagradza mi wszystkie wątpliwości, które odczuwałem.
Cieszyłem się na to wspólnie spędzone popołudnie, które miało
się stać jednym z wielu i być wstępem do czegoś
poważniejszego. Czegoś czego wtedy, jeszcze nie mogłem
przewidzieć.
💞💞💞
23.11.2017
Przekręcam kolejną
stronę czytanej przez siebie książki, która w założeniu miała
mi pomóc w odsunięciu od siebie dręczących i nie dających
mi spokoju myśli. Słysząc pukanie do drzwi. Wstaję z zajmowanego
parapetu, podążając w ich kierunku. Po otwarciu natrafiając na
radosny wyraz twarzy dziadka.
-
Ali, dotrzymasz towarzystwa w spacerze takim staruszkom, jak my? -
mimowolnie po raz pierwszy od dawna szczerze się uśmiecham.
Wpatrując w wesoło merdającego swoim ogonem Hiltona. Przeuroczego
jamnika będącego od wielu już lat ulubieńcem naszej rodziny.
-
Oczywiście, że tak. Nie śmiałabym wam odmówić - wychodzę
ochoczo ze swojego pokoju. Podążając na dół.
Z
zaskakującym spokojem, jaki towarzyszył mi podczas tego trwającego
dnia. Powolnym krokiem podążamy znaną nam na pamięć drogą.
Znajdującą się tuż za naszym domem wykonanym z białej cegły,
urządzonym w wiktoriańskim stylu. Pogoda o dziwo dzisiaj
dopisywała, a słońce od czasu do czasu przebijało się swoimi
promieniami przez gęste chmury, które znajdowały się prawie na
całym niebie.
Podziwiam
rozległe i doskonale mi znajome łąki oraz polany, tracące coraz
mocniej swój wspaniały letni wygląd. Składające się na jedną z
podmiejskich okolic Londynu. Położoną niedaleko Enfield Town.
Kochałam
tu przebywać. Z daleka od zgiełku miasta i nieustannie panujących
dookoła tłumów. Tutaj zaledwie kilka kilometrów od stolicy
tętniącej życiem, można się było przenieść w zupełnie inny,
zdecydowanie spokojniejszy i cichszy świat. Który towarzyszył mi
od niepamiętnych lat. Za nic nie oddałabym dzieciństwa
spędzonego tutaj.
-
Alice, jak ci układa we Francji? Chcę tylko poznać tę prawdziwą
wersję, a nie przygotowaną dla babci - Frank Morris przygląda mi
się przenikliwe swoimi bystrymi oczami. Świetnie zdając sobie
sprawę z robienia przeze mnie dobrej miny do złej gry. Zbyt dobrze
mnie znał, abym mogła go okłamać.
-
Tak sobie. Choć bardzo się staram, wciąż nie do
końca potrafię się tam odnaleźć. Tęsknię za wami, za
Londynem, za Anglią - mimo ponad trzech lat spędzonych w Lille.
Ani przez moment nie poczułam się swobodnie w tym mieście. To
zdecydowanie nie było to.
-
Tak myślałem. Powinnaś nas dlatego dużo częściej odwiedzać, a
najlepiej po prostu tu wrócić. To od zawsze było twoje miejsce -
świetnie zdawałam sobie sprawę z prawdziwości tych słów.
Ostatnio coraz częściej żałowałam decyzji o swoim
wyjeździe. To był kolejny błąd, który popełniłam. Niestety
było za późno na jego odkręcenie.
-
Chciałabym wrócić, ale to nie jest takie proste. We Francji
mam teraz wszystko. Dom, narzeczonego i firmę na głowie.
Nie mogę tego wszystkiego ot tak rzucić. Przede wszystkim Antoine
nie wyobraża sobie tej przeprowadzki. Jest zbyt związany ze
swoim rodzinnym miastem i mieszkającymi tam rodzicami -
kilkakrotnie już poruszyłam z nim ten temat, jak na razie
bezskutecznie. Wątpiłam, czy kiedykolwiek się to zmieni.
-
Jesteś pewna, co do waszej wspólnej przyszłości? Nie chcę, abyś
znowu się rozczarowała. Wiesz, że twoje szczęście jest dla mnie
najważniejsze - spuszczam Hiltona ze smyczy. Rzucając mu przed
siebie ulubioną piłkę. Starając tym samym, jak najdłużej
opóźnić moment odpowiedzi.
-
Dziadku, nie wiem co mam ci powiedzieć. Antoine jest dla
mnie bardzo ważny. Chcę ułożyć sobie z nim życie, ale
to nie jest ten rodzaj szczęścia, które kiedyś odczuwałam -
unikam spojrzenia dziadka. Bojąc się jego reakcji na nawiązanie
przeze mnie do przeszłości. On chyba poza mną najgorzej to
przeżył. Jeszcze nigdy nie widziałam w jego oczach takiego
rozczarowania jak wtedy, gdy dowiedział się o moim romansie z
Aaronem. Nie odzywał się do mnie przez kilka dni. Traktując z
chłodem i obojętnością. Dając tym samym wyraz dezaprobaty
dla mojego postępowania i związania się z zajętym mężczyzną. Co
tylko dodatkowo pogarszało moją rozpacz po utraconej miłości. Aż
któregoś dnia po prostu mnie przytulił i zapewnił, że każdy ma
prawo do popełniania błędów. Nigdy nie poczułam większej
ulgi niż po usłyszeniu tych słów.
-
Spodziewałem się tego. Antoine to poczciwy młodzieniec, ale chyba
nie dla ciebie. Zwłaszcza, jeśli nadal kochasz tego łajdaka, który
tak bardzo cię skrzywdził. Pierwsze wielkie miłości są bardzo
trudne do zapomnienia. Coś o tym wiem - zaczyna wpatrywać się w
dal. Zapewne wracając do
swoich młodzieńczych czasów o których nigdy za wiele nikomu
nie mówił.
-
Nie kocham Aarona. Już od dawna. Nie po tym, co mi zrobił
- staram się nie tylko przekonać do tego dziadka, ale również
próbuję wmówić to samej sobie.
-
Ali, obydwoje wiemy, że jest inaczej i nie próbuj zaprzeczać.
Dlatego ten ślub nie ma żadnego sensu - przewracam sfrustrowana
oczami.
-
Mama cię na mnie nasłała, prawda? - pytam. Będąc
zmęczona tym nieustannym przekonywaniem przez wszystkich, że
źle postępuję.
-
Nie musiała. Widzę przecież w jakim jesteś stanie. Jak bardzo
cierpisz. Myślisz, że tak wygląda przyszła panna młoda? - jak
zwykle trafia w sedno.
-
Wiem, że nie. Ale może się to niedługo zmieni. Może, gdy Antoine
tu przyjedzie i spędzimy trochę czasu razem coś się zmieni -
łudzę się, że nareszcie coś drgnie i nasz związek się
ożywi. Zniknie ten przytłaczający marazm i poczucie, że duszę
się w tej relacji.
-
Kiedy ma w ogóle do ciebie tutaj dołączyć? - zastanawia
się.
- Prawdopodobnie
pojutrze. Już nie może się tego doczekać - wspominam naszą
poranną rozmowę i jego podekscytowanie. Chciałabym równie mocno,
co on cieszyć się na nasze ponowne spotkanie.
-
W takim razie mi coś obiecaj. Jeśli po tym wspólnie spędzonym
czasie. Nic się między wami nie zmieni. Szczerze z nim porozmawiasz
i odwołasz wasz ślub. Dobrze? - kiwam posłusznie głową, wcale
nie będąc przekonana czy będę w stanie dotrzymać tej
obietnicy. Następnie rzucam się w wir zabawy z Hiltonem.
Starając tym samym zapomnieć o wszystkich swoich rozterkach.
Podczas
powrotu do domu. Panuje między nami już dużo lżejsza atmosfera.
Znikają ciężkie i niezręczne tematy, ustępując miejsca
pogawędką o błahostkach. Właśnie czegoś takiego potrzebowałam.
Zaznania choćby złudnego poczucia normalności. Namiastki dawnego
życia, w którym nie było nieustannego smutku i łez wypłakiwanych
przez długie godziny w poduszki. Oddałabym bardzo wiele, aby
cofnąć czas do dawnych i beztroskich chwil.
Kiedy
wydaje mi się, że dzisiejszy dzień będzie tym przełomowym po
którym nastanie nowy początek.
Otrzymuję
niespodziewaną wiadomość od numeru, który milczał od lat.
Wiadomość, która burzy cały mój kruchy i mozolnie budowany od
kilku dni spokój. Wiadomość, która budzi we mnie złudną
nadzieję, że to wszystko wcale nie musi się tak skończyć.
"
Alice, spotkajmy się. Proszę. Musimy porozmawiać. Będę czekał
na ciebie w naszym miejscu. Mam nadzieję, że przyjdziesz. "
Dzieje się, dzieje. Alice i Aaron znów się spotkali. Co jest dla nich bardzo, ale to bardzo trudne. W końcu kiedyś się kochali, mieli romans i to wyjątkowo udany, sądząc po wspomnieniach Aarona. Nie są wstanie wymazać przeszłości, która prześladuje ich niczym cień. I na pewno prędko nie opuści. Pytanie tylko, co zamierzają z nią zrobić?
OdpowiedzUsuńNa pewno Aaron zaczyna rozumieć, że popełnił błąd żeniąc się z Collen. W ten sposób tak naprawdę zamknął sobie drogę do szczęśliwego życia z kobietą, którą kocha. Do tego wmawia sobie, że tak będzie lepiej. Rozumiem, że i on i Collen przede wszystkim myśleli o dobru swojego syna, o tym by stworzyć mu pełną rodzinę. Ale czy to był najlepszy wybór? Czy mały powinien patrzeć na nieprawdziwą miłość.
Collen coś podejrzewa. Podświadomie czuje, że jej małżeństwo znów zawisło na włosku. Ciekawi mnie, czy zacznie drążyć temat i zorientuje się, że to Alice wróciła do Anglii sprawia, że Aaron zaczyna poważnie zastanawiać się nad swoim życiem.
Samej Alice również jest trudno. Zawsze może jednak liczyć na wsparcie najbliższych. Jej dziadek na pewno wiele dla niej robi, ale podobnie jak mama kobiety, nie może patrzeć, jak jego wnuczka cierpi. Doskonale widzi również to, że Alice nadal kocha Aarona, a jej próby zapomnienia o piłkarzu nie powiodły się.
Tylko, że niedługo przyjeżdża Antoine i sprawy znów się skomplikują. Bo czy Alice będzie wstanie odwołać ślub? Wytłumaczyć narzeczonemu, że jednak nie są sobie pisani? Niewątpliwie będzie jej bardzo, ale to bardzo trudno.
Strasznie ciekawi mnie, o czym to chce porozmawiać Aaron. Z niecierpliwością czekam więc na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Po tym rozdziale jest mi troszkę żal Aarona. Ale tylko troszkę. Bo on sam zdecydował się na to co ma. Może myślał wtedy o synu. Ale jakoś to do mnie nie przemawia. Takie małżeństwo bez miłości. Jest dla mnie bezsensu. Bo dziecko w nim na pewno nie jest szczęśliwe. Widząc niekochających się rodziców.
OdpowiedzUsuńZa to żal mi Coolen. Bo jest oszukiwana przez osobę którą kocha. Której już raz wybaczyla zdradę.
Do tego zaczynają ją dręczyć wątpliwości. Przeczyta że coś jest nie tak. Jestem ciekawa jej reakcji na to gdy dowie się że Alice wróciła do Anglii. Bo jestem pewna że niedługo się dowie.
Sama Alice ciągle cierpi. I na pewno fakt że Aaron jest tak blisko nie pomaga jej.
Według mnie powinna jak najszybciej zakończyć związek z Antoine . Bo nie ma on większego sensu . Ona nigdy go nie pokocha. I tkwieniem w tym związku krzywdzi zarówno siebie jak i jego.
Jestem strasznie ciekawa. Co takiego Aaron ma jej do powiedzenia. Że zdecydował się na tą wiadomość. I znów mam ochotę coś Ci zrobić (mimo że obiecałam że już nie będę). Za to że skończyłaś w takim momencie.
Dlatego od teraz czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. I pozdrawiam cieplutko.
Jak widać, spotkanie z Alice również wpłynęło na Aarona. Mężczyzna nawet nie ukrywa przed sobą, że to do swojej byłej "kochanki" czuje więcej niż do własnej żony. Szkoda mi Colleen, bo wydaje się być sympatyczną osobą, która nie zasługuje na oschłość od własnego męża. Sam fakt, że wybaczyła mu zdradę, pokazuje że darzy go wielkim uczuciem. Aaron chociażby starał się ze wszystkich sił, nie zapewni jej tego, czego od niego oczekuje. I żadna terapia małżeńska tego nie zmieni. Oczywiście rozumiem, że robią to wszystko dla synka co się ceni, ale na dłuższą metę do nie będzie działać. Pytanie tylko, dlaczego Aaron stchórzył? Co było tą przeszkodą, przez którą życie całej trójki się skomplikowało?
OdpowiedzUsuńPomiędzy Alice i Aaronem od samego początku utworzyła się szczególna więź. Od pierwszej chwili znaleźli wspólny język i mieli ze sobą wiele tematów. Mężczyzna wręcz zapominał o swojej narzeczonej, gdy był w towarzystwie nowo poznanej kobiety. To był pierwszy sygnał do tego, że Colleen nie była dla niego najważniejsza. Na pewno ją kochał, ale uważam że z biegiem lat zmieniło się to w przyzwyczajenie. Możliwe, że byliby dla siebie bardziej przyjaciółmi niż parą zakochanych, którzy mieli wziąć ślub.
Najbliżsi Alice od razu wyczuli, że coś jest nie tak. Co raz więcej osób jej mówi, że popełnia błąd. Mam nadzieję, że dotrzyma obietnicy danej dziadkowi i porządnie zastanowi się nad małżeństwem z osobą, której nie darzy miłością. Pan Frank wie co mówi, w końcu zna ją jak mało kto. Nie dziwię się mu, że na wiadomość o romansie wnuczki poczuł wielki rozczarowanie. Na pewno nie tak ją wychowali. Ale potem wszystko przemyślał i doszedł do sensownego wniosku ... każdemu zdarzają się błędy, a z miłością trudno walczyć. Najważniejsze, że jej wybaczył i dał wsparcie.
Nie spodziewałam się, że Aaron tak szybko poprosi Alice o spotkanie ^^ Teraz wręcz zżera mnie ciekawość! O czym Aaron chce z nią rozmawiać? Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i ich spotkanie :)
Jestem! Przepraszam z góry za opóźnienie! :)
OdpowiedzUsuńSpotkanie Alice, ponowne pojawienie się jej w życiu Aarona obudziło w nim uczucia oraz wspomnienia. Jednak sam zdecydował, sam podjął decyzję o zostaniu z Colleen... Szkoda mi kobiety, bo wydaje się być miłą oraz sympatyczną osobą, która szuka bliskości męża. Sam fakt, że wybaczyła mu zdradę oraz romans świadczy, że darzy go głębokim uczuciem i kocha go ponad wszystko. W końcu taka decyzja nie jest łatwa do podjęcia. A Aaron... Nadal myśli o Alice, wspomina wspólnie spędzone chwile. Wydaje się, że kobieta znaczy dla niego więcej niż własna żona. Wydaje mi się, że terapia małżeńska niewiele zmieni. Robią to dla dobra synka, ale czy to faktycznie jest dobre? Bardzo jestem ciekawa, jak to wszystko się rozwiąże :)
Między Alice a Aaronem od pierwszego spotkania wytworzyła się więź, której oboje się nie spodziewali. Obydwoje wywarli na sobie niemałe wrażenie i poczuli coś znacznie więcej niżby chcieli. I wdali się w romans, wbrew wszystkiemu. Poczuł do Alice zdecydowanie więcej niż do Collenn i stało się.
Bardzo jestem ciekawa, czy Alice dotrzyma obietnicy danej dziadkowi. W końcu jej najbliżsi zorientowali się w sytuacji i chcą dla niej jak najlepiej. Jej dziadek mówi bardzo mądrze. I bardzo się cieszę, że wybaczył wnuczce to, że wdała się w romans. Jest dla Alice szalenie ważną osobą, więc na pewno ciężar spadł jej z serca. Jego wsparcie na pewno dodało jej dodatkowych sił :)
No i proszę... Nie spodziewałam się takiego kroku po Aaronie. Od razu zdecydował się zaproponować Alice spotkanie. Pytanie, czy Alice się zgodzi?
Czekam na nowość z wielką niecierpliwością :)
Pozdrawiam ;*
Dziękuję za trzymanie kciuków, na pewno się przydadzą! :) I przy okazji zapraszam na rozdział dziewiąty na https://te-entregare-mi-vida.blogspot.com/ ;*
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mnie kojarzysz spod swoich prac, ale bodajże pod dwoma na moment zawitałam. Niestety nie udało mi się ich na bieżąco komentować, za co niezmiernie Cię przepraszam.
Nie chcę niczego obiecywać, zwłaszcza tego, że będę regularnie komentować, bo jestem kiepska w tych sprawach. Ale postaram się, a może coś z tego wyjdzie?
Ale dość już moich wyjaśnień.
Historia bardzo mnie zainteresowała i jestem ciekawa dalszych wydarzeń. Odczuwam pozytywne nastawienie do głównych bohaterów, co tylko umila mi lekturę.
Zauważyłam, że Aaron ma dokładnie taką sytuację uczuciową, na jaką chce się skazać Alice. Z tego własnie względu mam wrażenie, że ich postacie na nowo zaczną się dogadywać i szukać tego, co utracili na te długie trzy lata.
Pierwszy raz czytam opowiadanie, w którym występuję wątek piłki nożnej. Nie będę ukrywać, jedyny "związek" jaki z nią mam to jak jest Euro, albo mistrzostwa świata, więc jestem ciekawa jak go rozwiniesz i jak ja go obiorę.
Polubiłam Twój styl pisania już dawno, teraz jedynie chciałam podkreślić, że staje się on coraz lepszy.
Mam tylko jedno pytanie/uwagę: czy zamierzasz zamówić szablon na jakiejś szabloniarnii, albo go zmienić? Oczywiście nie jest zły, jednak kiedy czytam, taka czcionka sprawia, że po chwili wszystko mi się zlewa i muszę dać sobie czas, żeby wrócić do czytania. To tylko taka mała uwaga co do szablonu.
Czekam na następny rozdział i życzę Ci niekończącej się weny.
Tulę,
Shoshano.